Made in Poland - to brzmi dumnie


Nie odkryję Ameryki stwierdzając, że Polki wolą kupować zagraniczne kosmetyki. Czy zastanawiałyście się kiedyś dlaczego, skoro od kilku ładnych lat nasze, rodzime produkty kosmetyczne sprzedawane są nawet w prestiżowych sklepach na Piątej Alei czy Polach Elizejskich?  Okazuje się, że w polskich kosmetykach lubują się kochający luksus Francuzi, Japończycy, Amerykanie czy nawet Arabowie. Tylko niestety nie my... Chociaż w Polsce wartością dodaną do  jest  często wysoki standard obsługi oferowany przez producenta.

Dlatego promowanie krajowych kosmetyków postawiłam sobie za cel. Sama się do nich przekonałam i sukcesywnie przekonuję również znajomych, bo mówiąc wprost - są rewelacyjne. 

"Made in Poland-to brzmi dumnie" to projekt promujący nasze produkty kosmetyczne, które są sprawdzone i godne polecenia (z czystym sumieniem). Przysłowie mówi: "Cudze chwalicie, swego nie znacie", ma ono odbicie również na rynku kosmetyków, dlatego drogie Panie 

Poznajmy bliżej krajowe kosmetyki!


Nikt tego nie lubi,
ale na początek króciutko trochę statystyki żeby otworzyć wam oczy. Onet (na podst. danych Ministerstwa) podaje, że kosmetyki są na drugim miejscu wśród Polskich hitów eksportowych, a na szóstym w Europie. To bardzo wysoko i świadczy o tym, że nasze krajowe marki są bardzo lubiane i cieszą się ogromnym uznaniem poza granicami kraju. 

Dlaczego? 
Bo Polskie koncerny kosmetyczne wiele inwestują w badania i rozwój, a to przekłada się na jakość. Okazuje się, że innowacja to nasz klucz do sukcesu. Ponadto nasze kosmetyki mają dobry stosunek jakości do ceny.

Chociaż na przełomie ostatnich lat my, Polki coraz częściej sięgamy po rodzime kosmetyki i tak uważam, że nadal są przez nas postrzegane jako synonim niezbyt dobrej jakości. Wyjątkami są firmy takie jak Dr. Irena Eris czy Dermika, która przez ostatnie kilka lat bardzo prężnie się rozwija. Jednak co z takimi klasykami jak Marion, Farmona, Pollena eva czy w końcu jedna z najstarszych polskich marek kosmetycznych, powstała w 1924r. - Miraculum ze swoją chyba przez wszystkich kojarzoną serią - Pani Walewska?

Biały Jeleń na pokuszenie...

Nie powinnam być zdziwiona modą na zagraniczne kosmetyki, bo jeszcze kilka lat temu sama je preferowałam. Są one powszechnie dostępne w ogromnych ilościach, dlatego zagłuszają niewielką ilość nieśmiało sprzedawanych u nas rodzimych produktów. Uważam że to jeden z powodów naszej zguby kosmetycznej. 

Jednak Biały Jeleń - marka, którą większość z nas kojarzy z dzieciństwa z szarym mydłem do prania skarpet okazał się moim impulsem do zmian.

W lokalnej, dobrze zaopatrzonej drogerii rozglądałam się za żelem pod prysznic. Moją uwagę zwróciły ładne, kolorowe opakowania... Wzięłam do ręki i przeczytałam BIAŁY JELEŃ.
"No masz" - powiedziałam w domyśle i oto moja wyobraźnia przywołała jedyne, niezbyt atrakcyjne wspomnienie związane z tą marką - wizję mojej ciotki na urlopie, która pierze skarpety mydłem tej marki... Uśmiechnęłam się pod nosem na to skojarzenie. Później nasunęło się pytanie: Jaki żel może wyprodukować firma, której sztandarowym produktem przez wiele lat było szare mydło? A taki:
Trochę z sentymentu, troszkę z ciekawości postanowiłam Białego Jelenia wypróbować. Specyfik był w bardzo niskiej cenie więc wybrałam po 1 egzemplarzu z każdego, nietypowego rodzaju. Okazało się, że żel jest strzałem w dziesiątkę. Pięknie pachnie, zapach długo utrzymuje się na skórze, która później jest miękka i delikatna. I do tego nie uczula. Biały Jeleń swoim rogiem przebił mój balonik zamiłowania do zachodnich kosmetyków. I chociaż okazał się niezbyt wydajny (albo ze względu na piękne zapachy używaliśmy go więcej niż trzeba) przypadł do gustu również mojemu partnerowi. Podsumowując Biały Jeleń podsycił w nas chęć kupowania i testowania polskich produktów kosmetycznych.


Puszka Pandory..

Z zakupem krajowych kosmetyków w ulubionej drogerii czy sklepach sieciowych nie miałam większych problemów, chociaż jeszcze rok temu półki były dość ubogo zastawione. Kosmetyczną puszkę pandory otworzyła przede mną dopiero właścicielka pewnego sklepiku uświadamiając że jestem jedną z nielicznych osób, które w ogóle chcą takie rzeczy kupować. Będąc jesienią na urlopie w niewielkiej mieścinie nad morzem wstąpiłam do jedynego otwartego sklepu wielobranżowego po odżywkę. Półki były zastawione zagranicznymi markami - Dove, Nivea itp, itd.

Zapytana o krajowy kosmetyk, którego systematycznie używam machnęła ręką i zaczęła polecać mi zagraniczne marki. Zdziwiłam się nieco i zapytałam dlaczego nie chce sprzedawać naszych produktów. Zaczęłyśmy rozmawiać. Okazało się, że Polki nie chcą kupować własnych marek. Właścicielka latem suto zaopatruje sklepik w polskie kosmetyki, jednak dla klientek z zagranicy, które kupują nawet na zapas - do domu. Po sezonie rezygnuje całkowicie z ich zamawiania. Po protestach wobec zachodniej mody wygrzebała mi gdzieś z dna kartonu na zapleczu ostatnią jakąkolwiek Polską odżywkę do włosów.  Była to maska do włosów blond firmy Marion, w której się zakochałam.

Żeby nie przedłużać - pointa.

W moich oczach to był sukces kolejnej polskiej marki, kolejnego produktu. Pod wpływem rozmowy z właścicielką sklepiku i własnych pozytywnych doświadczeń podjęłam decyzję o szerzeniu mody na krajowe kosmetyki. Będę starała się polecać/opisywać firmy i ich pojedyncze produkty, żeby przybliżyć wam ten rynek - bo jest  naprawdę interesujący. Polecam również świetny serwis internetowy, którego misją jest niezależna prezentacja informacji o polskich kosmetykach, ich producentach i nowościach: http://www.polskiekosmetyki.org/Warto tam zajrzeć, bo to podstawowa, na bieżąco aktualizowana baza wiedzy o rodzimych wyrobach kosmetycznych. 
Zachęcam was do testowania krajowych kosmetyków, bo warto :)